To fakt bylo kameralnie
(jedni chorowali, innych Kinga zapedzila na kurs, jeszcze inni sie nie zjawili choc mieli byc)
Widocznosc pod woda byla taka sobie (nie bylo zle, ale bywala juz lepsza) Poszlismy od glownej drogi przez lasek na domek, nastepnie nad beltem do "reki Ola"
Tam stwierdzilismy ze belt wyraznie sie podnosi (reki juz prawie nie widac) Wracalismy ta sama droga tyle ze na 16m Tam miedzy krzakami znalazlem cos przypominajacego studzienke telefoniczna (betonowa krypta z wystajacymi drutami przykryta plyta) Teraz kombinuje skad wziasc dwa lomy i jak namowic Ola zeby pomogl mi to otworzyc
Wyszlismy droga, by z przykroscia stwierdzic ze Mirek nie wyjal stolu i krzesel ! W ramach protestu nie kupilismy kielbasek na grillu
I tak zrobilo sie 44 minuty z max deep 24.2m
Zapraszam na kolejne nury i listopadowy wyjazd na koparki do Jaworzna